.
PROLOG
– Dzień dobry.
– Dzień dobry, co panią sprowadza?
– Oko lewe. Czerwone jest.
Zdejmuję okulary, nic nie widzę.
– Od kiedy ma pani czerwone oko?
– Od wczoraj.
– Jakieś urazy?
– E? Nie.
– Boli panią? Światłowstręt?
– Nie.
– Nie?!
– To znaczy: boli – tak, światłowstręt – nie.
Pauza
– I soczewki noszę.
– Jakie?
– Pyta pan o moc, czy o firmę?
– Fiiiirmę.
Wzdycha.
Podaję firmę.
– I pewnie nosi je pani cały czas?
– Przed spaniem zdejmuję.
AKT PIERWSZY – URZĄDZENIE NR 1
– Proszę usiąść.
Siadam, wiercę się.
– Ale proszę zdjąć okulary.
Zdejmuję.
Przykłada okular do jednego oka, włącza magiczną tablicę pilotem. Każe czytać.
Próbuję.
– Widzi pani dolny rząd?
– Widzę.
Pauza.
– To proszę przeczytać.
– A!
Reflektuję się.
– Nie mogę.
– Czyli nie widzi pani.
AKT DRUGI – URZĄDZENIE NR 2
– Proszę teraz tutaj usiąść.
Broda, czoło.
– O, balon!
Bo widzę balon.
On wzdycha.
– W niedzielę będę lecieć balonem!
– Niechże pani nic nie mówi!
AKT TRZECI – PONOWNIE URZĄDZENIE NR 1
– A kiedy była pani ostatnio u okulisty?
Przymierza kolejny okular.
– Wieki temu.
Wracamy do tablicy, znowu każe czytać.
Denerwuję się.
– Widzi to pani? Górny rząd chociaż…
Chyba traci nadzieję.
– Zawsze się przy tym denerwuję. Jak na egzaminie.
– Dobrze, a teraz?
– Nic nie widzę.
– Jak to nic?!
– Mgłę widzę.
Robi mi się naprawdę smutno.
On coś zmienia.
– Widzi pani lepiej to na czerwonym, czy to na zielonym?
Pełna napięcia pauza.
– Eeee… na czerwonym…
Mówię nie do końca przekonana.
– A czy to pani przeczyta?
– To mam przeczytać?!
Prawie krzyczę, widząc, czy raczej niedowidząc bardzo drobny druk.
– Tak…
– Muszę aż tak dobrze widzieć? Naprawdę?! Nie potrzebuję.
– Proszę się przesiąść…
AKT CZWARTY – URZĄDZENIE NR 3
Każe się przesiąść.
Przy urządzeniu nr 3 nie widzę krzesła, więc przestawiam posłusznie krzesło, na którym wcześniej siedziałam.
– Nie… Tutaj jest pani miejsce.
Pokazuje siedzenie ukryte za dużym urządzeniem nr 3.
– To krzesło jest akurat moje. Ale bardzo dziękuję za przestawienie.
Broda, czoło, patrzy…
– I pewnie śpi pani w tych soczewkach, co?
– A w życiu!
– Mm… Proszę spojrzeć w górę, w lewo, w prawo.
Milczymy.
– Ma pani zapalenie rogówki.
– Aha.
Idzie do biurka. Ja wstaję.
– Ale proszę założyć okulary, bo pani nie trafi.
AKT PIĄTY – BIURKO
Przepisuje, pisze, pisze…
Rozglądam się nerwowo. Czytam jakąś kartkę z biurka. On zerka na mnie.
– Jak się pani nie poprawi do piątku… nie… do soboty… to proszę iść na ostry dyżur.
– I co oni mi tam zrobią?!
Pytam piskliwie, myśląc o operacji czy wyłupieniu oka.
Patrzy badawczo.
– Przepiszą inne leki.
– A gdzie jest ostry dyżur od oczu?
– Codziennie gdzie indziej.
On ciągle pisze.
– No bo jak z reguły chcę iść na ostry dyżur, to zawsze trudno znaleźć.
– Sprawdzę pani zaraz.
– Dziękuję.
– Proszę.
Podaje receptę.
– To tyle razy, a to tyle.
– Przepraszam…
Biorę kartkę.
– Mogę?
Spoglądam na długopis, zabieram mu.
– Ja sobie sama zapiszę, bo to tu jest dosyć niejasne.
Poprawiam jego bazgroły, które najpewniej doprowadziłyby mnie do śmierci.
– No więc ten ostry dyżur… Może ma pan jakiś sprytny sposób, żeby to ustalić?
– Sprytny…
Wpisuje kolejne słowa do wyszukiwarki.
Zauważyłam że hasło dostępu – wcześniej włączył komputer – ma 4 litery, pewnie „dupa” – myślę.
– O nie… to bez sensu… O, teraz!
Jest pod dużym wrażeniem własnych poszukiwań.
Na ekranie wyświetla się bardzo przejrzysta lista ostrych dyżurów od oczu na każdy dzień miesiąca.
– Łał!…
Również jestem pod wrażeniem.
– Dobrze… W sobotę tu…
– O, tam kiedyś byłam! Z uchem.
– W piątek tu…
– Tam to nie chcę.
– W czwartek…
– W czwartek?!
– No gdyby było bardzo źle. Więc w czwartek tu…
– Mm… Nie chcę tam. Wybieram sobotę.
On podaje receptę.
– Po tych kroplach, o tych, może pani gorzej widzieć na to oko.
– Ale czytać będę mogła?
– No…
Myśli.
– To co ja będę robiła?!
Szczerze przerażona.
EPILOG
Wychodzę na korytarz, siadam, pakuję się, słyszę za plecami.
– Przepraszam, poproszę panią jeszcze na chwilę.
Kartkę jakąś podaje.
– Co to jest?!
– Zapisałem tu co pani jest, jakby miała pani iść na ostry dyżur.
Znowu bazgroły, a na środku kartki narysowane jest oko.
– Ale oczywiście myślę, że nic pani nie będzie.
– Nie, tego byśmy nie chcieli.
Patrzę uważnie na bazgroły.
– Ale… przepraszam. Czy oni to odczytają?
– Tak, odczytają. Pani ma za słabe okulary, to pani tego nie widzi.
Kurtyna opada, nad sceną zawisa zapowiedź wizyty kontrolnej.